Przejdź do głównej treści strony
Invest in Lubań
09-01-2025

Setne urodziny lubanianki Nadziei Leńdźwy były okazją do wspomnień, a tych w życiowym bagażu jubilatki nie brakuje. Trudne lata nie odebrały jej hartu ducha, ani rewelacyjnego uśmiechu, który rozświetla twarz seniorki i raduje najbliższych

27 grudnia 1924 roku w Niewirkowie, wsi położonej w powiecie zamojskim (województwo lubelskie), urodziła się Nadzieja Leńdźwa, z domu Seniuk.
- W zasadzie to urodziłam się 26 grudnia, ale chrzcili  mnie i w dokumentach wpisali, że 27 grudnia – prostuje lubanianka.
Od tego czasu minęło sto lat. Tak piękny jubileusz rodzina uczciła na „kameralnym” spotkaniu, w gronie ponad 80 osób -rodziny, przyjaciół i najbliższych sąsiadów.
- Byłam zaskoczona, jak to córka Halinka urządziła wszystko. Nie spodziewałam się takiej zabawy, a do tego jak przyjemnie było mi zobaczyć wszystkich razem – cieszy się na wspomnienie urodzin jubilatka.

Dla upamiętnienia tak wyjątkowego wydarzenia przygotowana została kronika, w której zaproszeni goście mogli zostawiać pamiątkowe wpisy. Zaszczyt złożenia życzeń w niecodziennej formie przypadł również burmistrzowi Lubania Grzegorzowi Wieczorkowi, który w towarzystwie kierowniczki Inspektoratu w Lubaniu Zakładu Ubezpieczeń Społecznych Joanny Lubikowskiej odwiedził panią Nadzieję. Podczas wizyty seniorka chętnie dzieliła się historią swojego życia.
- Jak wróciłam z Lublina, to starszego brata złapali i wywieźli na roboty do Niemiec. Mama mówi, ty musisz iść do pracy, bo jak cię złapią bez dokumentów potwierdzających zatrudnienie, to też cię wywiozą. I tak trafiłam do pracy w kasynie niemieckim (lokal zbliżony do klubu, w którym koncentrowało się życie kulturalne i towarzyskie - przyp. red.). Było nas trzy dziewczyny: ja, Karolina i Kasia. I jeszcze kucharka Polka, a szefem kuchni był Niemiec. Codziennie przychodził też do pomocy Żyd z getta. Zawsze coś tam się uskubnęło, żeby mu dać do domu. Ten mężczyzna przy koniach pracował i przyprowadził do stajni dwoje małych dzieci i myśmy je tam podkarmiały. Później Żyda zabrali, a dzieci zostały. I ja pamiętam to z takim współczuciem. Gospodarz, co też przy koniach pracował, wziął je i zaprowadził do getta. Do dzisiaj widzę, jak te dzieci trzymając się za rączki, idą szosą (chodnikiem im nie wolno było iść). Stale widzę te dzieci, jak idą tą szosą i trzymają się tak za malutkie rączki – rozpamiętuje ze łzami w oczach jubilatka.

Córka pani Nadziei podkreśla, że mama często przypomina sobie wydarzenia z dawnych lat. Czasem coś jej się przyśni, innym razem obrazy z przeszłości wracają nieoczekiwanie. Nie zawsze są to smutne kadry, bo przecież młodość w czasach okupacji, to nadal była młodość. Stąd mimo przykrych wspomnień Pani Nadzieja chętnie czyta książki i ogląda programy telewizyjne opowiadające wojenne historie. W chwili wybuchu wojny była nastoletnią panienką, w dniu jej zakończenia młodą mężatką. Los napisał bogaty scenariusz życia, w którym na pierwszym miejscu zawsze była rodzina.
- Gdy wybuchła wojna to przebywałam na służbie w Lublinie. Mama od razu wysłała po mnie starszego brata, który zabrał mnie do Hrubieszowa. Ciągle powtarzała nam, że podczas wojny rodzina musi być razem – wspomina jubilatka.

Już po okupacji, także w rodzinnym gronie udało się wyjechać na Ziemie Odzyskane. Mąż pani Nadziei jako wojskowy dostał przydział na osiedlenie. Razem z mamą, bratem, teściową, szwagierką i synem szwagierki zamieszkali na Dolnym Śląsku, początkowo w Zarębie.
- A po powrocie męża z wojska przenieśliśmy się do Lubania. Pamiętam, że tu wszystko było obce. Ze wszystkich stron najechało się ludzi. Później zapoznawaliśmy się między sobą. I jeszcze Niemcy też mieszkali tutaj. Jakoś tak koło siebie trzeba było żyć, ale źle nie było – opowiada pani Nadzieja.

Warto dodać, że mąż seniorki przeszedł front z 7 Dywizją Piechoty 2 Armii Wojska Polskiego i był weteranem walk pod Budziszynem, a do Lubania przybył jako osadnik wojenny. O tym, że pamiętamy o naszych bohaterach, świadczy fakt, że po wojnie jednej z  ulic w centrum miasta nadano nazwę właśnie 7 Dywizji, a jedna ze szkół nosi imię Kombatantów Ziemi Lubańskiej. Dodatkowo dla upamiętnienia procesu zasiedlania Ziem Zachodnich i Północnych w 1975 r. powstało Muzeum Osadnictwa Wojskowego, które 1 marca 1994 roku zmieniło nazwę na Muzeum Regionalne w Lubaniu.
- To jest historia. Każda rodzina ma taką historię – wtrąca córka stulatki.

Pani Nadzieja wraz z mężem pracowali przez długie lata w Lubańskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego. W międzyczasie na świat przyszły ich dzieci – dwie córki oraz syn. Dziś, seniorka jest również babcią pięciorga wnucząt i prababcią siedmiorga prawnucząt.

Praca na trzy zmiany, wychowanie trójki dzieci, prowadzenie gospodarstwa domowego… stulatka podkreśla, że nie było czasu na przyjemności, ale aktywność zawodowa i życiowa pozwoliły jej dożyć sędziwego wieku. Słowa te potwierdzają znaną nam, choć czasem niedocenianą maksymę „Ruch to zdrowie”.
- No i się przeżyło, ale nie myślałam, że tyle lat będę żyć – śmieje się jubilatka.

W imieniu wszystkich lubanian życzymy pani Nadziei kolejnych stu lat życia bogatych w zdrowie i miłość najbliższych.

(ŁCR)

Nasza witryna wykorzystuje pliki cookies, m.in. w celach statystycznych. Jeżeli nie chcesz, by były one zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Więcej na ten temat...